Wygląda na to, że szykuje się mały serial. Taki na miarę „Mody na sukces” lub conajmniej rodzimego „Klanu”. Wibracje w kijance… temat rzeka…
Jakiś czas temu, gdy byłem w drodze do byłego miasta wojewódzkiego, zatrzymałem się w jednej wsi gminnej zatrzymać celem zakupienia tego i owego w monopolowym. Przy odpaleniu auta okazało się, że gdzieś z przodu czy też z dołu HGW tak naprawdę skąd dochodzi metaliczny stuk jakby coś luźne było i waliło. Ponieważ przykre to zjawisko akustyczne nie występowało wcześniej drogą dedukcji doszedłem do jedynego słusznego wniosku, że coś się widocznie zje*** – to znaczy zepsuło się. Oględziny pod maską nie dały rezultatów, silnik nie licząc hałasu przy odpaleniu i gaszeniu działał normalnie, więc podjąłem decyzję o kontynuowaniu podróży. Jechałem sobie wolno – około 80 km/h – nic się nie działo. Przyspieszyłem do setki – nie wiem ile to zabrało, bo akurat nie miałem pod ręką kalendarza – okazało się, że w okolicach setki szarpanie stało się znaczące, jednakże bez żadnych efektów dźwiękowych… Zwolniłem zatem i w żółwim tempie dokulałem się do Ostrołęki. Na parkingu pod urzędem wojewódzkim postanowiłem zaparkować tyłem. Podczas manewrów pojawiło się stukanie czy też dzwonienie – jakby gdzieś pod poprzeczką skrzyni biegów Ki uj? Poduszkę wyrwało czy co? Trzeba zweryfikować… Z kufra szybko wyciągnąłem stary kocyk, rozłożyłem na kostce i wczołgałem się pod auto. Jeden rzut oka na prawą podłużnicę ramy wyjaśnił wszystko – urwał się wspornik do którego mocowana była poducha wyłapująca skrętne ruchy zespołu napędowego. Co ciekawe – wspornik ten przykręcany jest do ramy na dwie śruby – jedna z nich (dolna) zgubiła łeb mniej więcej za premiera Buzka, a druga zmuszona do przenoszenia całego obciążenia wyłamała się razem z kawałkiem ścianki już za premiera Tuska.
No i w ten sposób miałem kolejną rzecz awaryjnie do ogarniecia.
Do domu doturalałem się w tempie takim bardziej spacerowym i w zasadzie od razu – zaraz po przybyciu położyłem się na płytach EKO przydomowego parkingu celem dokonania niezbędnych napraw.
W pierwszej kolejności zdemontowałem ów element tłumiący drgania skrętne – wystarczyło toto odkręcić od reduktora. Do ramy i tak nic nie trzymało.
W drugiej kolejności – musiałem się pozbyć pozostałości po dolnej śrubie mocującej wspornik poduszki reduktora do ramy. Jak wspomniałem powyżej – śruba ta straciła łeb już jakiś czas temu, a jej pozostałość za pośrednictwem korozji scaliła się z gwintem w ramie niczym świętym węzłem małżeńskim… No cóż – na takie węzły też są sposoby 🙂 Wiertarka, gwintownik… Jakoś dało radę.
Potem to już łatanina – wyrwany kawałek ścianki ramy wspawałem z powrotem na miejsce. Aby trafił tam gdzie trzeba trzeba było wykorzystać kawałek blachy z dwoma otworami i dwie śruby M8 – wymusiło to właściwe usytuowanie wyrwanego elementu. Potem spawanie – najpierw punktowo aby złapać, potem po odkręceniu śrub i zdjęciu blaszki – spawem ciągłym dookoła. No prawie ciągłym 🙂 Ponieważ taka naprawa jak dla mnie nie zapewniała właściwej wytrzymałości zdecydowałem się jeszcze na wykonanie dodatkowej łaty – nakładki. Spaw wyrwanej części został zeszlifowany, tak aby uzyskać równą płaszczyznę ścianki ramy. Właściwe położenie nakładki zapewniły wkręcone w ramę śruby M8 – w właściwie ich łby. Chwilę potem było po robocie – łata została obspawana dookoła, także w odpowiednio powiększonych otworach. Szlifowania było mało, montaż wspornika (zastosowałem nierdzewne śruby imbusowe) i poduszki poszedł gładko.
Przykre zjawiska akustyczne znikły, zmniejszyły się nieco wibracje… generalnie sukces 🙂